Chciałbym przedstawić moją interpretację, która mi się niedawno objawiła po trzecim obejrzeniu tego filmu (podziękowania dla Kina Kika w KRK za tydzień z Bergmanem).
Moim zdaniem Block sam był śmiercią. To on był roznosicielem zarazy i świadomie lub nie decydował o śmierci innych. Stąd i ta wewnętrzna walka ze swoim alter-ego przedstawiona jako rozgrywki szachowe. Oczywiście, można też powiedzieć, że śmierć nie była jego alter-ego, ale po prostu tylko mu towarzyszyła w jego wędrówce usłanej trupami. No ale, skoncentrujmy się na wersji z alter-ego.
Block wiedział, że niedługo będzie musiał odejść, oczywiście chciał się dowiedzieć czy coś "tam" jest czy nie. Ale, nie chciał odchodzić sam - zatem i zbierał ekipę z którą mógłby razem odejść, żeby potem się z nią zobaczyć po drugiej stronie. Tylko coś w nim pękło, kiedy poznał piękną Mię z dzieckiem i mężem - postanowił ich oszczędzić ("zapamiętam tą chwilę" - scena z poziomkami i mlekiem). Niedługo potem będąc u celu na zamku cała ekipa wraz z Blockiem odeszła - zatem to on musiał przytachać zarazę. A dodatkowo, wraz z nimi odeszła też jego żona, która jak się okazało na niego czekała (może i stąd takie mało tkliwe z nią przywitanie, bo wiedział, że także będzie musiała z nim odejść).
Czekam na konstruktywne komentarze :)